Witam wszystkich, opowiadanie trochę się opóźniło, ale niestety nie miałam czasu, żeby je wstawić w sobotę. Przepraszam za to. Dzisiaj chcę się z Wami podzielić rozdziałem z książki, którą napisałam specjalnie na konkurs. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jeżeli będziecie ciekawi dalszych losów bohatera, to będą się pojawiać co jakiś czas.
Lexi.
Mimo, iż minął już
rok od likwidacji warszawskiego getta obrazy z 1943 roku nie przestawały
nawiedzać mnie w snach.
16 maja 1943 rok
Był wczesny ranek i usłyszałem potwornie głośny wybuch.
Poderwałem się z łóżka z ogromnym przerażeniem. Moje zmysły zaczęły się
wyostrzać. Żona zerwała się i zaczęła krzyczeć. Starałem się ją uspokoić mimo,
że sam strasznie się bałem. Odruchowo zacząłem liczyć.
Jeden...dwa…trzy…cztery…pięć…sześć…siedem…osiem…dziewięć…dziesięć…jedena…
urwałem i uświadomiłem sobie, że kolejny wybuch już nie nastąpi. To nie jest
bombardowanie. Ale w takim razie co? W mojej głowie zaczęły tworzyć się różne
scenariusze. Tego dnia miało zakończyć się powstanie w Warszawskim Getcie. O
nie… nie… nie. Szybko narzuciłem na siebie ubranie i wybiegłem z domu.
Już wychodząc, widziałem czarny dym unoszący się nad
Żydowską Synagogą. Pobiegłem w tamtą stronę, a widok był przerażający. Setki
martwych ludzi leżało za siatką oddzielającą getto od miasta. Płonęły szczątki
niegdyś ogromnej i majestatycznej budowli, słychać było płacz małych dzieci, a
także przeraźliwe szlochy dorosłych szukających swoich bliskich. Ranna kobieta
o kruczoczarnych włosach pochylała się nad ciałem martwego mężczyzny. Na
twarzach Żydów widoczna była udręka i ogromny ból spowodowany utratą rodziny
oraz nieudanym powstaniem. Dlaczego znów setki ludzi musiało zginąć? Za co?
Dlatego, że są innej narodowości? Innego wyznania? Padłem na kolana i zacząłem
modlić się za wszystkich tych, którym dzisiaj odebrano życie w tak bestialski
sposób. Czarny i twardy żwir wbijał mi się w kolana, kalecząc je i dziurawiąc
spodnie. Nie zwracałem uwagi, na ból.
Obok mnie przechodziło wielu ludzi, lecz większość nie
zwracała uwagi na potworny widok za płotem. Część odwracała wzrok, reszta
zajęta codziennymi obowiązkami krzątała się po mieście. Byli ślepi na ludzką
krzywdę. Mała, może pięcioletnia dziewczynka z włosami złotymi jak aniołek i
niebieskimi przenikliwymi oczami, podbiegła do siatki patrząc na mnie
ciekawsko. Pewnie nie miała pojęcia co się tam stało. Nagle usłyszałem za
swoimi plecami krzyk niemieckiego żołnierza ‘’Zabierz ją stamtąd bo jeszcze się
czymś zarazi od tych Żydów’’. Posłuszna kobieta, o blond włosach – pewnie matka
dziewczynki i żona krzyczącego oficera - szybko zabrała córkę spod siatki i
poszła w swoją stronę. Z zadumy wyrwało mnie uderzenie czymś metalowym w ramię.
Po chwili usłyszałem groźbę od niemieckiego milicjanta ‘’Idź stąd ty polski
psie, chyba, że wolisz żebym cię tu zastrzelił. Szybciej!’’ Podniosłem się i
powlokłem do domu. Oczy przepełnione miałem łzami, nogi jak z ołowiu, ponieważ
to, co zobaczyłem wyryło się w mojej pamięci i wcale nie zamierzało odejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz