Hej hej!
Jak wczoraj napisałam wstawiam opowiadanie😘
Mam nadzieję, że się spodoba!💙💙 Liczę na jakieś komentarze.
xox,
Lexi.
Mazury, 25 lipca 2015 rok
Tego dnia otarłam się o śmierć, ale nie to sprawiło, że stał on się najgorszym w moim życiu.
Obudziła mnie Meghan obejmując mnie niezdarnie swoją małą rączką. Odwróciłam buzię w jej stronę i spojrzałam w jej piękne błękitne, zaspane oczka. Było dość wcześnie, ale nie udało mi się jej nakłonić do ponownego zaśnięcia. Była jedną z najżywszych pięciolatek, jakie kiedykolwiek znałam. Zawsze rozpierała ją energia, a ja biegałam za nią krok w krok. Tak jak codziennie od początku naszego pobytu na jachcie, wyskoczyła z naszej kajuty i pobiegła do głównej części łodzi, gdzie spali rodzice. Potem obudziła chłopców, którzy spali w kajucie obok.
Po śniadaniu wypłynęliśmy na jezioro Mamry. Zdziwił mnie dość porywisty wiatr, który pojawił się pierwszy raz od czterech dni naszego pobytu na Mazurach. Najpierw pomogłam mamie i tacie stawić główny żagiel. Na dłoniach miałam już pełno odcisków, przetarć i zadrapań, ale wcale mnie to nie zniechęciło. Uwielbiałam spędzać wakacje na jachcie w tak pięknym miejscu, jakim są Mazury. Kiedy udało mi się wreszcie naciągnąć linkę do końca zabrałam z siedzenia bluzę i usiadłam na dziobie jachtu. Mimo, że było gorąco wcale tego nie czułam przez szybkość z jaką łódź przecinała zielonkawą taflę wody. Wiatr rozwiewał mi włosy tak, że w pewnym momencie musiałam upiąć je w kucyk. Oparłam się plecami o maszt i przymknęłam oczy wystawiając buzię do Słońca. Chwilę później obok mnie usiadła Meggie i położyła głowę na moim ramieniu. Stwierdzając, że jej się nudzi podała mi swoją książkę o Minionkach i wgramoliła na kolana. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiły się czarne chmury.
W pewnym momencie ciszę rozdarł komunikat taty,byśmy zeszły z dziobu, a potem jacht zaczął zdecydowanie za bardzo bujać się na niebezpiecznie wysokich falach. Mama kazała Dominicowi i Matthew wrócić do kajuty, a nam iść powoli w stronę rufy. Niebo przecięła błyskawica. Kiedy przepuściłam siostrę przede mną, tata krzyknął przeraźliwie i puścił talię żagla, którą wyrwał mu wiatr. Lina przecięła mu prawdopodobnie skórę dłoni. Zanim zdążyłam zareagować bom z pełną siłą uderzył Meghan w głowę. W ułamku sekundy moja siostra wypadła przez prawą burtę łodzi. Spojrzałam rozszalałym wzrokiem na ojca, z którego pokaleczonej ręki ciekła strużka krwi. Po chwili odwróciłam głowę i skoczyłam do wody, żeby ratować Meg.
Woda zrobiła się strasznie mętna, gdyż cały muł i piasek był unoszony do góry przez sztorm. Z początku poczułam zdezorientowanie, ale po paru sekundach zanurzyłam się całkowicie. Dookoła mnie było pełno krwi, która rozchodziła się wszędzie w okolicy jachtu. Najgorsze było to, że nigdzie nie widziałam mojej małej siostrzyczki. Płuca paliły mnie niewyobrażalnie, lecz nie mogłam pozwolić na to, by ta wspaniała pięciolatka się utopiła. Zanurkowałam jeszcze głębiej i kiedy wreszcie ją dostrzegłam coś mocno uderzyło mnie w głowę. Wpadłam w panikę i poczułam, że z mojego gardła wydobywa się szloch. Ostatnie co zobaczyłam przed osunięciem się w ciemność to kruche, bezwładne ciałko Meghan opadające na dno jeziora...
Wszystko mnie bolało, ciężko mi było zaczerpnąć powietrze, w głowie szumiało. Trzęsłam się z zimna. Powoli otworzyłam jedno oko i od razu je zamknęłam z powodu oślepiającego mnie światła jarzeniówek. Spróbowałam ponownie i za drugim razem udało mi się je odrobinę przyzwyczaić. Po chwili kształt osoby siedzącej przy moim łóżku wyostrzył się i ujrzałam mamę pochylającą się nade mną. Na policzkach pozostały ślady po strużkach wylanych łez. Nagle dopadła i przeraziła mnie okropność ostatnich kilku godzin. Szeptem zapytałam o Meghan. Uśmiechnęła się delikatnie i czule dotknęła mojego policzka.
A potem z jej ust padły słowa:
- Żyje, ale nie jest z nią najlepiej...
Żyje...żyje... Meggie żyje... Po usłyszeniu tego zdania ponownie ogarnęła mnie ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz